Daj mi siebie
niezliczonych moc pocałunków
darujesz mi na śniadanie
kłosy w okrągłej pozie
pytają o nadmiar tęsknoty
zadumał się nawet kruk
w zdartym płaszczu węglowym
ty budzisz kolcem skradzionym
głęboką ranę zadając
nieopisane te chwile
próbować można opisać
lecz marna praca poety
gdy rozkosz po niebie mną rzuca
szczęście już widzi światło
spełnić się jednak nie może
życie topi sie w wodzie
pełznąc po gładkiej tkance